Prawie trzy tygodnie temu zepsuł mi się komputer i byłam odcięta od internetu. Już wracam powoli do świata żywych.
Oto co ostatnio się u mnie działo:
Yes - I'm alive. My computer was broken and I could use internet only on my phone so I didn't bother with blogging for three weeks.
What happened:
Pojechałam do Polski na wakacje. Mój kot był wniebowzięty, nie odstępował mnie na krok. Z mamą spędzałam czas na zakupach. No, wyrobiłam roczną normę :)
I spent some time in Poland. My cat was so happy that he was following me everywhere. I was shopping with my mom (in one shop I found this strange t-shirt, my brother found it nice, even when he doesn't understand the meaning of this French word).
A oto i plusy bycia zmotoryzowaną - jadę sobie, gdzie chcę. Pewnej niedzieli ot tak, wybrałyśmy się z mamą zwiedzić pałac w Świerklańcu. Akurat trwała tam sesja weselna. Spacerowałyśmy w parku podczas zachodu słońca.
I went for some little trips with my mom. We visited a palace in Świerklaniec.
W ostatnią niedzielę mojego pobytu pojechałyśmy do Chorzowa na festiwal ziół odbywający się w Parku Etnograficznym. To taki dosyć nowy skansen, który zbiera różne zabudowania drewniane z okolic Śląska (głównie tego cieszyńskiego). Oglądałyśmy wyroby rzemieśliników, rękodzielników i górali. A pan z Parku Niespodzianek w Ustroniu pozwolił mi potrzymać swojego ptaka.
Last Sunday afternoon we spent in a skansen village in Chorzów. There took a place hand made market - we could buy a honey from the hive, manufactured jewlery or fresh herbs.
Środkowy weekend z kolei spędziłam w Beskidach w towarzystwie pewnej czarodziejki. Było szybkie odwiedzenie browaru w Tychach, zachód słońca przy pałacu w Pszczynie, tropienie dziwnie brzmiących napitków, zakupy w Bielsku-Białej i jak zwykle molestowanie pomników. W Górkach Wielkich, gdzie mamy nocowałyśmy, znalazłyśmy park z wielkimi, dziwnymi rzeźbami nibynagich postaci autorstwa Tomasza Koclęgi (oraz ciekawe graffiti).
One weekend I spent with my dear friend Paulina in the countryside of Beskidy. We had some little trip, we were shopping and taking a lot of artistic and silly pictures :)
Nie obyło się bez spontanicznej wycieczki. Wybrałyśmy się z mamą Polskim Busem do Wiednia (jechałyśmy całą noc, aby później cały dzień zwiedzać). Od chodzenia bolały nas nogi. Udało nam się zobaczyć pałac Belvedere (a w nim słynny Pocałunek Klimta) oraz Pałac Letni Schönbrunn. Oczywiście musiałyśmy pójść na kawę po wiedeńsku :)
It's good to be spontaneous sometimes. I went with my mom for a one day bus trip to Vienna. We visited Belvedere museum and Schönbrunn palace. Of course we had to try famous Viennese coffee.
I to tyle. Teraz nadrabiam moje blogowe zaległości, a jest tego hohoh i jeszcze więcej.
(pamiętam o pocztówkowej akcji i rozdaniu tatuażowym, wieści niebawem)
Dużo wrażeń :) Dobrze mieć co wspominać i o czym opowiadać.
OdpowiedzUsuńFajny ptak :)
OdpowiedzUsuń